niedziela, 27 października 2019

dziewięć rozmów o aborcji- Katarzyna Skrzydłowska- Kalukin, Krystyna Romanowska

      W Polsce aborcja,czy terminacja ciąży to temat tabu. Każdy choć trochę śledzi wiadomości w Polsce wie, co na temat aborcji twierdzi polski rząd. Według nich to zabójstwo, nie ważne na jakim etapie ciąży,nie ważne czy kobieta da radę wychować dziecko,czy kobieta ma godne warunki  życia dla niej i dla dziecka,które niedługo przyjdzie na świat i co najważniejsze czy dziecko jest zdrowe i nie posiada żadnych wad genetycznych.  Moim zdaniem aborcja powinna być dla każdej kobiety osobistą sprawą,to w końcu jej ciało i jej umysł i to ona będzie żyła ze swoją decyzją do końca swoich dni i dlatego tylko ona powinna decydować o sobie, o swoim ciele i o swojej przyszłości.
Wiem,że na świecie żyję wiele chorych dzieci i rodzice kochają je bezgranicznie,ale zadajmy sobie pytanie czy to dziecko będzie miało w przyszłości jakąkolwiek możliwość samodzielnego życia,czy ktoś z rządu zastanawiał się kto po śmierci rodziców zajmie się tym dzieckiem. Wiem,że wielu z Was może być teraz zszokowane tym co napisałam,ale wydaje mi się,że wielu z Was nie dałoby rady podjąć świadomej decyzji na temat wychowania dziecka chorego na nieuleczalną chorobę,pewnie też wielu z was po prostu nie musiało zajmować niepełnosprawnym dzieckiem. Ja nie byłabym w stanie tak po prostu poświecić siebie,swojego dotychczasowego życia i po prostu zostać z dzieckiem w domu. Czy któraś z kobiet chciałaby urodzić dziecko z gwałtu i codziennie na nie patrzeć i przypominać sobie te straszne wydarzenia i to tylko dlatego,że rząd karze lekarzy,którzy chcą Wam pomóc,a kobiety,które mówią o aborcji głośno zostają zlinczowane przez katolickie społeczeństwo.
     Książka zawiera osiem opowiadań kobiet,które dokonały aborcji lub terminacji ciąży ze względu na różne życiowe sytuacje.
     Pierwsza z bohaterek zaszła w trzecią ciąże,jednak od samego początku czuła,że ta ciąża jest inna niż poprzednie. W końcu okazało się,że dziecko ma wiele chorób,a największą z nich było wodogłowie.Straszne,prawda?
Rodzice zdecydowali,że dla dobra ich dzieci i nienarodzonego dziecka najlepsza będzie terminacji ciąży. Po podjęciu tej jakże trudnej decyzji zaczęły się problemy. Żaden lekarz pomimo wcześniejszych zapewnień nie chciał podjąć się tego wyzwania. Małżeństwo biegało od drzwi do drzwi,od lekarza do lekarza. Ciągłe bolesne badania,ciągłe gdybanie czy dziecku udałoby się przeżyć po porodzie,ta niepewność lekarzy jak i samych rodziców doprowadziła do tego,że kobieta musiała urodzić to dziecko.Rita żyła 1.5 godziny. I tu nasuwa się moje pytanie,czy było warto tak męczyć tą kobietę,zmusić ją do donoszenia wadliwej ciąży,chociaż nie było żadnych wątpliwości,że dziecko umrze. Czy któraś z Was kiedyś się nad tym zastanawiała jak przeżyłaby taką dramatyczną sytuację?
     Druga historia jest o kobiecie,która zaszła w ciąże z nieodpowiednim mężczyzną ,który był uzależniony od narkotyków. Jednak pomimo wszystko zdecydowała się urodzić. Gdy tylko pogodziła się z sytuacją ,spadł na nią kolejny problem- okazało się,że ma raka. Jednak dalej za wszelką cenę chciała urodzić to dziecko. Ciąża razem z rakiem sprawiały wiele cierpień,wiele razy występowało krwawienie,wielokrotnie martwiła się o życie dziecka,jak i swoje. Bohaterka uważa,że to wszystko co działo się w jej życiu było karą za to co zrobiła w młodości- dokonała aborcji, czuła się nie gotowa na dziecko w tak młodym wieku, dla niej to był błąd młodości. Ta kobieta nie potrafiła pogodzić się z tym co zrobiła. Wydaje mi się,że to dlatego,że w społeczeństwie panuje ostracyzm. Nigdy nikomu nie mówiła o swojej aborcji,bo bała się,że będzie osądzana,że społeczeństwo nazwie ją morderczynią. Czuła,że będzie oceniana i nikt nie będzie umiał zrozumieć jej decyzji.
     Trzecia anonimowa kobieta zaszła w ciąże, mając niestabilną sytuację finansową oraz cierpiąc na zaburzenia na tle psychicznym. Zabezpieczała się,jednak leki uspokajające zaburzyły działanie tabletek antykoncepcyjnych. Od samego początku wiedziała,że nie chce tego dziecka, wie ,że nie da rady być dobrą matką. Dodatkowo wiedziała,że tabletki,które przyjmuje mogą negatywnie wpłynąć na zdrowy rozwój płodu. W nikim nie mogła znaleźć wsparcia i pomocy. W końcu przyparta do muru zdecydowała się na dokonanie nielegalnej aborcji farmakologicznej. Udała się do znajomej lekarki,która wystawiła jej receptę. Potem było już " z górki". Kobieta nigdy do końca nie pogodziła się z tym co zrobiła,jednak gdyby była znowu w ciąży i znowu stanęła przed takim wyborem,to zrobiłaby to samo. Nasuwa mi się pytanie,czy to jak czuje się bohaterka tej książki miało wpływ społeczeństwo i rząd,który z takim ostracyzmem krytykuje kobiety,które dokonały aborcji,nazywając je morderczyniami? Dlaczego politycy chcą zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej?
     Tych historii jest w książce znacznie więcej,jednak mi chodzi o sam fakt postrzegania takich kobiet. My jako ludzie nie powinniśmy osądzać i wygłaszać wyroków nie znając sytuacji w jakiej te kobiety się znalazły,przez co musiały przejść i z jakimi wyrzutami sumienia muszą żyć. Nie możemy pozwolić na to,żeby ktokolwiek oprócz nas samych decydował o naszym ciele,naszym życiu i podejmował decyzje bez naszej zgody i wiedzy.
Pozdrawiam
Marta

środa, 23 października 2019

Tajemnice pielęgniarek. Prawda i uprzedzenia. Marianna Fijewska

      Chyba każdy z nas korzystał z ich pomocy i doświadczenia. Zawsze służą pomocą,potrafią jak nikt inny pocieszyć, złapać za rękę i powiedzieć,że będzie dobrze. Są nazywane aniołami życia.
Jednak społeczeństwo postrzega te kobiety w delikatnie mówiąc inny sposób.
      Książka,to zbiór krótkich rozmów z pielęgniarkami z różnych oddziałów,z różnym zawodowym doświadczeniem oraz na różnych etapach życia. Niektóre z nich już były u końca swojej kariery,wypalone zawodowo,zniszczone psychicznie i fizycznie,a drugie dopiero na początku swojej drogi w pielęgniarstwie,pełne zapału,chęci pomocy i entuzjazmu,który z dnia na dzień coraz bardziej gaśnie. Co utraciły pielęgniarki? Wiarę w drugiego człowieka,oraz szacunek. Wielu pacjentów traktuje je jak zło konieczne. Codzienne wyzwiska ze strony pacjentów i ich bliskich,złe traktowanie przez lekarzy to dla nich codzienność. Ludzie z otoczenia traktują ich jak zrobionych z żelaza- odpornych na wszystko,jednak to nie prawda,chociaż w wielu przypadkach one same w to wierzą i sądzą,że muszą spełnić oczekiwania innych,niszcząc przy tym same siebie. Termin wypalenia zawodowego nie jest im obcy. Są w jego różnych fazach,jedne mają wstręt do pracy i czują fizyczny ból,gdy tylko pomyślą o tym,że czeka ich kolejny długi dyżur, a drugie są w fazie zobojętnienia na pacjentów,swoją rodzinę i innych ludzi otaczających ich, stają nie okrutne,wredne i niemiłe,przez co pacjenci jeszcze bardziej negatywnie się nakręcają na pielęgniarki. Właśnie wtedy błędne koło się zamyka.
      Może warto pomyśleć o tym co pielęgniarki przechodzą codziennie w swojej pracy,którą kiedyś wykonywały z powołania,a nie z przymusu,bo mają na utrzymaniu dom,dzieci i muszą spłacić kredyt. To nie lekarze z rozmawiają z pacjentami,zastępując im bliskich,którzy w pogoni za pieniądzem zapominają o rodzinie. To te "okrutne i wredne" pielęgniarki głaszczą po głowach mówiąc,że wszystko się ułoży, to one trzymają za rękę w tych ostatnich chwilach.
     Trzeba zatrzymać się na chwilę i popatrzeć przez co one muszą codziennie przechodzić ,żeby uratować komuś życie,więc zanim ktoś skomentuje,że pielęgniarki znowu strajkują, po bo ,żeby móc pracować za godne pieniądze ,to zastanówcie się ,czy wy chcielibyście przebierać osobę,która nie zdążyła pójść do toalety i załatwiła swoje fizjologiczne potrzeby pod siebie, czy to Wy chcieliście oglądać małe dziecko,które umiera na raka i nikt ani nic nie jest mu w stanie pomóc,czy to Wy chcielibyście być wyzywani i szarpani przez niezrównoważonych psychicznie pacjentów,wiedząc ,że nikt nie jest w stanie Wam pomóc,bo jest was za mało na oddziale. Ja osobiście nie chciałabym doświadczyć żadnej z tych rzeczy,które dla tych kobiet są codziennością, To wszystko co osiągnęły i co mają zawdzięczają tylko i wyłącznie same sobie, swojej silnej woli,upartości i determinacji.
      Następnym razem proszę ,spójrzmy na pielęgniarki,które są tylko ludźmi i tak jak my mogą mieć zły dzień lub być zmęczone ciągłymi dyżurami.  Ta książka i opisane w niej historię dają wiele do myślenia i skłaniają do głębokiej refleksji.
Pozdrawiam
Marta


poniedziałek, 21 października 2019

Nekrosytuacje. Perełki z życia grabarza.

      Z czym kojarzy Wam się praca w zakładzie pogrzebowym? Mi osobiście kojarzy się z ciągłym płaczem,wieloma tragicznymi historiami i wspomnieniami,wieloma wspomnieniami. Nie wiem czy dałabym radę pracować tak o 8.00 do 16.00 ,a potem jakby nigdy nic wrócić do domu i zacząć zajmować się swoimi prywatnymi rzeczami,cały czas miałaby z tyłu głowy,że przed chwilą rozmawiałam z rodziną tragicznie zmarłego człowieka. Jestem chyba za bardzo empatyczna, pewnie zaraz zaczęłabym wyobrażać sobie członków mojej rodziny, co ja bym zrobiła w sytuacji,gdyby to moja mama, czy babcia znalazły się na tym miejscu. Jestem za bardzo płaczliwa.
     Jednak ta książka zmieniła moje postrzeganie o tym zawodzie, to nie tylko kwestia zarabiania pieniędzy na cudzej tragedii. Nikt,nawet grabarze nie są bez emocji i serca. Autor zadbał o wiele ciekawych i dość nietypowych historii,które o dziwo wywołały mój śmiech,chociaż miałam chwilę zawahania,czy wypada mi się śmiać. To jednak temat,który w dość spory sposób jest powiązany ze śmiercią. Trochę to niedorzeczne, wiem.
     Autor w dość zabawny sposób opowiada o swojej pracy, o ludziach z którymi przychodzi mu pracować. Chociażby o kobiecie,która chciała pochować swojego ....psa. Tak,psa. (SPOILER ALERT!). A to tylko jedna z wielu historii.
    Co do formatu całej książki, to jest ona napisana prostym językiem. Słowa rzadko spotykane są wyjaśniane przypisami,więc nawet laik w kategorii cmentarnej zrozumie o co chodzi. Książkę czyta się bardzo szybko, tak jak wspomniałam wiele razy śmiałam się na cały głos. Oczywiście robiłam to w domu, bo w miejscu publicznym wzięliby mnie za wariata.
Nie obyło się jednak bez łezki,która zakręciła mi się w oku. Każdy kto ma babcię,którą bardzo kocha i jest z nią bardzo związany,czytając tę książkę zrozumie dlaczego. 💗

Polecam książkę każdemu,kto nie tylko chce przeczytać kolejną książkę,ale chce też poznać coś zupełnie innego i dość niespotykanego.

niedziela, 20 października 2019

Nowy rozdział :)

      Od kiedy sięgam pamięcią zawsze czytałam książki. Może słowo "czytałam" to złe określenie,ja je wciągałam. W szkole swoje przerwy spędzałam w bibliotece, no bo gdzieżby indziej. Nie zwracałam uwagi na to jakie książki wpadają mi w ręce, o ile pierwsza strona książki była wciągająca, to w moim umyśle rodziła się myśl "muszę wiedzieć co będzie dalej" i chodziłam z tą książką pod pachą.
I tak mijały lata mojej szkolnej młodości, i wiecie co.... jestem na studiach,a i tak dalej czytam książki. To chyba jednak prawdziwa i bezinteresowna miłość. Nie licząc oczywiście moich wydanych pieniędzy. 💸
KSIĄŻKI NIE OCENIAJĄ,ONE ROZUMIEJĄ.💓
I tego się trzymajmy.:)
      Nie potrafiłam przejść obojętnie obok księgarni. Co wyjście na miasto,to nowa książka. Kiedy koleżanki za kieszonkowe kupowały kosmetyki,ja biegiem do księgarni,bo wyszła nowa książka,a słyszałam,że jest bardzo ciekawa. Kto z książkoholików tak nie robił,niech pierwszy rzuci kamień.
Jednak wracając do tematu, książki były zawsze moją nieodłączoną częścią życia i zawsze miałam jakąś przy sobie,nieważne czy to była droga do szkoły,pracy czy przerwa. Czytałam wszędzie,gdzie się dało i było w miarę cicho. Kto kiedykolwiek korzystał z komunikacji miejskiej,ten wie,że bez słuchawek lepiej nie wsiadać.
      Teraz już swoje lata mam,a książki są przy mnie dalej,tylko może w delikatnie zmienionym formacie,bo na czytniku. Powiedzmy,że to był prezent od męża,jednak ja wiem,że on po prostu miał dość skręcania kolejnych półek i niekończących się wycieczek do księgarni po nowe książki. To odżałował trochę grosza i kupił, co będzie miał spokojniejszy i mocniejszy sen,bo teraz już żyje bez świadomości,że pewnego dnia obudzi się pod stosem książek,które wcześniej nieoczekiwanie spadły mu na głowę podczas snu. 😛 A walczył ze mną dwa lata. Dlaczego walczył? Bo byłam i dalej jestem (jednak już trochę mniej) wielką fanką papieru. Uwielbiam książkę poczuć w dłoni i co najważniejsze, jej zapach. Jednak nie oszukujmy się,dla mnie czytnik, to najlepszy wynalazek ludzkości,zaraz po kawie. Łatwy w obsłudze, lekki, wszędzie da się go wcisnąć, dodatkowo zauważyłam u siebie w portfelu o wiele więcej pieniędzy, czyli można coś tam przyoszczędzić.
      Długo zastanawiałam się ,czy zacząć coś tworzyć na blogu,bo jednak systematyczność nie jest moją największą zaletą. Jednak akurat dzisiaj,gdy powinnam pisać pracę kontrolną,stwierdziłam,że praca ma czas i ważniejszy jest pierwszy post na blogu. A co tam, studia nie zając ,nie uciekną,a wena i owszem, potrafi i to dość szybko zwiać mi z głowy.👍
Ciągle uczę się pisać "recenzje".Chyba z tym słowem recenzje, to trochę przegięłam,gdzie te moje wypociny mają się do recenzji,ale nie mam innego słowa w swoim słowniku,więc wybaczcie mi  jeżeli uraziłam Wasz uczucia.
Jakieś 2 lata temu założyłam sobie konto na Instagramie,oczywiście tematyka książkowa,jakżeby inaczej. Jednak niestety z moją systematycznością bywa różnie,więc za wiele zdjęć tam nie ma. Mam ogromną nadzieję,że z tym blogiem będzie choć trochę inaczej i nie będę wrzucać postów raz na 2 miesiące,albo i rzadziej. Trzymajcie za mnie kciuki 👊
      Chce stworzyć coś swojego, przelewać moje myśl w tekst. Piszę dla siebie ,a jeżeli przeczyta to chociaż kilka osób to będę naprawdę szczęśliwą osobą. Mam ogromną nadzieję,że choć trochę spodoba się Wam u mnie i może uda mi się zainspirować chociaż jedną osobę do przeczytania chociażby jednej książki. W końcu całego świata nie zmienimy.
Także chyba już skończyłam swoje wypociny, czas post udostępnić,niech idzie w świat. A co tam!
Pozdrawiam
Marta